zawartość zmienna jak moje nastroje. i o to tutaj właśnie chodzi.

wtorek, 24 kwietnia 2012

szóste piętro

Strasznie się ociągam z upublicznianiem moich życiowych przyjemności i potem rozpływają się one w czasoprzestrzeni ;) tym razem więc nadaję niemal „na żywo”, jako że z otwartym oknem Worda sąsiaduje okienko firefoxa, za pośrednictwem którego rozbrzmiewa jeszcze muzyka towarzysząca przewijającym się napisom świeżo zakosztowanej przeze mnie przyjemności filmowej.






















Wprawdzie w planach miałam zbiorową przyjemność kinematograficzną w postaci uczelnianego seminarium „polnisches Kino” (wciąż jestem pod wrażeniem, że ten przedmiot utrzymuje się od lat w rozkładzie jazdy tutejszej slawistyki) niemniej po zapoznaniu się z programem na dziś („Janosik. Historia prawdziwa” – bleee. P.S. no dobra, nie widziałam, więc oceniać nie powinnam, ale tematyka działa na mnie z zasady odpychająco, i ciężko będzie mi kiedykolwiek się zmusić do przełamania nastawienia) postanowiłam zatem wziąć losy mojego popołudnia we własne ręce i idąc za radą mojej ukochanej MagaliE (dla mnie autorytet sam w sobie, więc polecony film był niejako skazany na mój zachwyt – niemniej już po odbytym seansie muszę powiedzieć, że niewątpliwie tenże film sam zapracowuje sobie na uwielbienie, nawet bez protekcji mojej nauczycielki francuskiego) wystukałam w wyszukiwarkę playtubową „Les fammes du 6-ième ètage” („Kobiety z szóstego piętra” – w tym przypadku polscy dystrybutorzy – na szczęście – nie uruchomili swojej wyobraźni translatorskiej). 


Film wykonał mission impossible – poprawił mi dzisiejszy nastrój. 

Dla mnie to była uczta dla oczu i uszu – Paryż, Francja, francuski, na dodatek dość mocno wymieszany z hiszpańskim – moją ex miłością ;), ładne wnętrza, przyjemna muzyka, interesująca tematyka ciekawie podana – nie wycięłabym ani minuty filmu, a to mi się rzadko zdarza (no dobra może end zrobiłabym nieco mniej happy, ale to już tylko moje osobiste zboczenie, że przed ekranem wolę płakać, niż się śmiać).

Nie chcę w rozpędzie opowiadać fabuły, więc w skrócie napiszę, o czym ten film dla mnie jest. Pierwsza odpowiedź, to ta nieco przeze mnie nadużywana, ale szczera – o życiu! Tak nieco konkretniej, to o radości  Z życia (ale się wpisuje w tematykę mojego bloga) czerpanej z tego, co los przynosi każdego dnia (nawet jeśli są to smutki i problemy, to jednak Z życia powinniśmy się radować!)  O  odwadze w walce o marzenia. A może jeszcze bardziej o odwadze do posiadania marzeń w ogóle (nawet o złotych kranach!). Film o stereotypach… a raczej o ich przełamywaniu. O przekraczaniu granic (mentalnych i dosłownych, na przykład tych pomiędzy parterem a szóstym piętrem).  O ciekawości świata, otwartości na nowe doświadczenia, ale i o zamkniętości na niepopularne spostrzeżenia. O strachu, o kompleksach, o konwenansach i ich destrukcyjnej sile.
 No i jeszcze o wielu rzeczach, ale mi się pisać więcej nie chce :) Zakończę cytatem zaczerpniętym z filmu, pod którym podpisuję się ja również: każdy z nas potrzebuje swojego 6-tego piętra, bo tam się żyje pełnią życia.
No i słońce zanim zajdzie na dobre to postanowiło jednak udowodnić, że cały dzień gdzieś za tymi chmurami się ukrywało.
Aha! No i jutro na obiad obowiązkowo paella! (już wyobrażam sobie radość coponiektórych :P)

no i formalia: "Les Femmes du 6ème étage" (reż. Phillipe Le Guay) ********



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz