Wprawdzie w planach miałam zbiorową przyjemność kinematograficzną w postaci uczelnianego seminarium „polnisches Kino” (wciąż jestem pod wrażeniem, że ten przedmiot utrzymuje się od lat w rozkładzie jazdy tutejszej slawistyki) niemniej po zapoznaniu się z programem na dziś („Janosik. Historia prawdziwa” – bleee. P.S. no dobra, nie widziałam, więc oceniać nie powinnam, ale tematyka działa na mnie z zasady odpychająco, i ciężko będzie mi kiedykolwiek się zmusić do przełamania nastawienia) postanowiłam zatem wziąć losy mojego popołudnia we własne ręce i idąc za radą mojej ukochanej MagaliE (dla mnie autorytet sam w sobie, więc polecony film był niejako skazany na mój zachwyt – niemniej już po odbytym seansie muszę powiedzieć, że niewątpliwie tenże film sam zapracowuje sobie na uwielbienie, nawet bez protekcji mojej nauczycielki francuskiego) wystukałam w wyszukiwarkę playtubową „Les fammes du 6-ième ètage” („Kobiety z szóstego piętra” – w tym przypadku polscy dystrybutorzy – na szczęście – nie uruchomili swojej wyobraźni translatorskiej).
Film wykonał mission impossible – poprawił mi dzisiejszy nastrój.
Dla mnie to była uczta dla oczu i uszu – Paryż, Francja,
francuski, na dodatek dość mocno wymieszany z hiszpańskim – moją ex miłością ;),
ładne wnętrza, przyjemna muzyka, interesująca tematyka ciekawie podana – nie wycięłabym
ani minuty filmu, a to mi się rzadko zdarza (no dobra może end zrobiłabym nieco
mniej happy, ale to już tylko moje osobiste zboczenie, że przed ekranem wolę
płakać, niż się śmiać).
Nie chcę w rozpędzie opowiadać fabuły, więc w skrócie napiszę, o
czym ten film dla mnie jest. Pierwsza odpowiedź, to ta nieco przeze mnie
nadużywana, ale szczera – o życiu! Tak nieco konkretniej, to o radości Z życia (ale się wpisuje w tematykę mojego
bloga) czerpanej z tego, co los przynosi każdego dnia (nawet jeśli są to smutki
i problemy, to jednak Z życia powinniśmy się radować!) O odwadze
w walce o marzenia. A może jeszcze bardziej o odwadze do posiadania marzeń w ogóle
(nawet o złotych kranach!). Film o stereotypach… a raczej o ich przełamywaniu. O
przekraczaniu granic (mentalnych i dosłownych, na przykład tych pomiędzy
parterem a szóstym piętrem). O ciekawości
świata, otwartości na nowe doświadczenia, ale i o zamkniętości na niepopularne
spostrzeżenia. O strachu, o kompleksach, o konwenansach i ich destrukcyjnej
sile.
No i jeszcze o wielu
rzeczach, ale mi się pisać więcej nie chce :) Zakończę cytatem zaczerpniętym z
filmu, pod którym podpisuję się ja również: każdy z nas potrzebuje swojego
6-tego piętra, bo tam się żyje pełnią życia.
No i słońce zanim zajdzie na dobre to postanowiło jednak
udowodnić, że cały dzień gdzieś za tymi chmurami się ukrywało.
Aha! No i jutro na obiad obowiązkowo paella! (już wyobrażam sobie
radość coponiektórych :P)
no i formalia: "Les Femmes du 6ème étage" (reż. Phillipe Le Guay) ********
no i formalia: "Les Femmes du 6ème étage" (reż. Phillipe Le Guay) ********
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz